27 maja 2015

Przygotowanie programu przyjmowania uchodźców na wyższe uczelnie w Polsce

W poprzednim wpisie postulowałem wzięcie pod uwagę takiego sposobu pomocy uchodźcom, który sprzyjałby rozwiązywaniu problemów instytucjonalnych, z jakimi boryka się szkolnictwo wyższe w Polsce. Wymownym symptomem problemów uniwersytetów stało się powszechne nazywanie kryzysem stanu, w jakim przyszło im funkcjonować [1] [2] [3] [4].


Tym razem zastanowimy się, jak uruchomić i przeprowadzić proces włączenia dużych grup uchodźców w kształcenie na poziomie akademickim. Na kluczowe obszary wymagające opracowania składają się:
- dyspersja 
- organizacja procesu kształcenia
- integracja społeczna
- sprawy socjalne

Dyspersja
Wyzwaniem dla każdego systemu rozmieszczania uchodźców (czy szerzej: migrantów) na terenie kraju jest powszechna tendencja migrantów do osiedlania się w dużych miastach [1] [2] [3]. W dużych miastach migrantom sprzyja kosmopolityczne środowisko międzynarodowych korporacji. Po pierwsze, z racji generowanego przez pracowników korporacji popytu na nowe usługi. Po drugie, ze względu na niejednoznaczność społecznego statusu migrantów w takim środowisku (imigrant to czy turysta, a może student międzynarodowy?) i wynikających z tego zróżnicowanych nacisków na uczenie się języka lokalnego. Nie bez znaczenia jest też bliskość (a zatem niskie koszty dostępu) instytucji państwowych, od których decyzji uchodźcy, pozostali migranci oraz ich rodziny są często zależni. Jeżeli więc system rozmieszczania uchodźców zakładałby już na wejściu znaczną swobodę wyboru miejsca zamieszkania przez uchodźców, to w polskich warunkach znaczna część z nich szybko zdecydowałaby się na zamieszkanie w stolicy kraju. Dziesiątki tysięcy nowych mieszkańców Warszawy pogłębiłoby odrębność stolicy wobec pozostałych miast w kraju. W państwach bardziej doświadczonych imigracją obowiązują różne polityki rozpraszania uchodźców po całym kraju [1] [2].

Przez wzgląd na przeciwdziałanie koncentracji wszystkich poszukujących schronienia w jednym mieście należałoby zaproponować uczelniom system takiego związania losu uchodźców z finansami poszczególnych uczelni (a finansów uczelni z losem uchodźców), żeby prowadził on do wytworzenia poczucia współodpowiedzialności za innych. Jednocześnie uczelnie powinny móc na wstępie decydować o skali swego zaangażowania w program. Nie wszystkie instytucje będą zainteresowane, ale wiele będzie - jeżeli za deklarowaną liczbą przyjmowanych uchodźców będą szły fundusze. W odróżnieniu od przypadku studentów międzynarodowych, za idącymi studiować uchodźcami nie przyjdą pieniądze spoza kraju. Chociaż z kierunkiem przepływów różnie bywa, ponieważ typową, lecz krytykowaną praktyką, jest wliczanie wartości udzielanych tzw. obcokrajowcom stypendiów do kategorii "pomocy rozwojowej" [1] [2]. Wówczas pieniądze nawet nie opuszczają kraju, a myśli się o nich jako o wypełnianiu zobowiązań.

Organizacja procesu kształcenia
Umożliwienie studiowania ludziom być może bez matury i z ograniczonymi kompetencjami językowymi nie jest żadnym wybitnym nowatorstwem w historii uniwersytetów w Europie. Nie jest to też możliwość otwierana jedynie w okresach powojennych. Uniwersytety w Polsce od dobrych kilku lat przygotowują się do stworzenia takich możliwości. Odbywa się to pod hasłem Recognition of Prior Learning [1] [2] [3] [4] [5]. I choć pewnie nikt nie planował używać tych wypracowywanych obecnie procedur na prawdziwie masową skalę, to jednak inicjatywie towarzyszy przekonanie, że oto powstają na uczelniach "centra zysków", które pomogą im przetrwać trudne lata niżu demograficznego.    

Recognition of Prior Learning zakłada kompleksowe badania umiejętności, czy szerzej, kompetencji osób, którym zależy na formalnym potwierdzeniu ich zdobycia poza systemem edukacji formalnej. W praktyce oznacza to, że - dzięki tym procedurom - członkowie zarządów różnych korporacji łatwiej zdobędą tytuły doktorskie, ponieważ część tego, czego chciałaby nauczyć ich uczelnia, zostanie wskazane (komisyjnie) jako wymaganie już przez nich wypełnione w ramach obowiązków służbowych. A że taka zindywidualizowana praca komisji, wystawienie stosownych zaświadczeń i projektowanie indywidualnej organizacji studiów będą kosztowne, to zainteresowani pracodawcy będą musieli popisywać się przed uczelniami swoją szczodrością.

Takie badania są rzeczywiście czasochłonne, ponieważ mogą obejmować przeprowadzanie wywiadów biograficznych. Opowiadanie o tym, co się przeszło i czego nauczyło, samo w sobie ma szansę wywołać efekt terapeutyczny, więc do pracy z uchodźcami świetnie się nadaje. Jeżeli uda się trudne doświadczenia uchodźców przekuć w tzw. post-traumatic growth, czyli niezwykły jakościowo rozwój po doświadczeniach traumatycznych, to samo takie badanie przełoży się na wywołanie wewnętrznej motywacji. Jednak przede wszystkim badanie pozwoli określić, jakie kursy nowy student powinien wybrać, żeby ukończyć studia danej specjalności lub do jakiej specjalizacji będzie im najbliżej. W zasadzie więc każdy po przejściu takiej procedury rozpoczynałby studia ze statusem indywidualnej organizacji studiów.

Nowi studenci wymagać będą zmian w podejściu do nich, w organizacji zajęć - znaczących zmian w dydaktyce uniwersyteckiej. Po pierwsze dlatego, że nie wszyscy nowi studenci będą skłonni do dyskusji w czasie zajęć. Ten problem akademicy w Polsce odkrywają obecnie w kontaktach ze studentami z Azji, a kilkanaście lat temu na masową skalę zaczęły mierzyć się z nim uniwersytety w Wielkiej Brytanii, gdzie przyjmuje się najwięcej (w Europie) międzynarodowych studentów.
Ten brak dyskusji pojawia się ze względu na odmienny od lokalnego (polskiego) stosunek do autorytetów. Poza tym, dla nowych studentów wszelka dyskusja odbywać musiałby się  w obcym języku. Po drugie, zmiany w dydaktyce musiałyby się odbyć także dlatego, że gdy nowi studenci zaczną ostatecznie dyskutować podczas uczelnianych zajęć, to otworzy się niezmierzona przestrzeń różnic, które będziemy etykietować jako kulturowe. Nowi studenci będą mieli inne standardy argumentowania (np. przez powtarzanie). Do tego dojdą traumatyczne doświadczenia nowych studentów (z czasu uchodzenia z kraju, jak i z czasu studiowania), wobec których to epizodów biograficznych nauczyciele akademiccy będą musieli ustosunkowywać się. Na to wszystko nałoży się klasowe zróżnicowanie studentów, bo taki program może trafić na osoby, które nawet nie planowały studiować. A z drugiej strony wśród studentów znajdą się też osoby, którym po prostu odmówiono uznania ich wysokiego wykształcenia odebranego w kraju pochodzenia.

Integracja społeczna
Integracja nowych studentów z resztą studentów odbywać się będzie zapewne w ramach różnych dyscyplin. Polscy studenci pytani, jak integrują się z polską kulturą, zazwyczaj nie potrafią odpowiedzieć nic sensownego. Bywa, że chodzą do klubów na koncerty. I piją. Picie alkoholu jako metoda integracji społecznej pada zawsze, gdy pytam o doświadczenia własne w tym zakresie. Na nic innego zazwyczaj ich po prostu nie stać.

Skoro nawet osiadli mieszkańcy nie są w stanie wiele powiedzieć o tym, jak integrować się ze społeczeństwem lub choćby z okolicznymi mieszkańcami, to zapewne trudniej będzie integrować się samym migrantom. Kluczową kompetencją - i to niezależnie od stopnia odciśnięcia się na uniwersytetach dominacji języka angielskiego - pozostanie być może opanowanie języka lokalnego, czyli polskiego - choć biorąc pod uwagę zakładaną tymczasowość pobytu niektórych, może być trudno o motywację do nauki. Dotychczas obcokrajowcy chcący podjąć w Polsce studia, mogli spędzić tu rok, ucząc się tego języka i poznając inne osoby w podobnej sytuacji. Było to o tyle skuteczne, że do szybkiego opanowania obcego języka przydają się intensywne i codzienne kilkugodzinne zajęcia, a nawet wspólne zamieszkiwanie z innymi. Na świecie coraz rzadziej praktykuje się residential adult learning [1], bo pozwolić sobie na to mogą jedynie tzw. służby mundurowe. Mniej masowy charakter mają szkolenia przygotowujące specjalistów do migracji, np. lekarzy.

Kiedy już nowi studenci z co najmniej podstawowymi kompetencjami w zakresie posługiwania się językiem polskim trafią na uczelnię, to rozpoczyna się proces wchodzenia w określoną kulturę organizacyjną danego uniwersytetu, wydziału, zakładu czy dyscypliny. Kulturę pełną niedomówień, niewypowiadanej wiedzy (tacit knowledge), a w polskim wydaniu dość bizantyńską w swym epatowaniu znaczeniem hierarchii. Dlatego istotne jest, żeby każdy nowy student miał indywidualny kontakt z kimś bardziej doświadczonym w studiowaniu. Pozwoliłoby to w sposób jak najmniej krępujący przekazywać nowym studentom pewne nieformalne wskazówki zachowania się w zastanej kulturze. Jest to rozwiązanie, które stosuje się od lat na wielu uniwersytetach, organizując integrację studentów międzynarodowych. Jeżeli uda się ustalić proste i uniwersalne zasady takiej opieki, a nowi studenci - sami pozostając pod opieką - z czasem stawać się będą opiekunami kolejnych studentów, to może udać się stworzenie swego rodzaju integracyjnej maszyny społecznej [1] [2].

Sprawy socjalne
Kiedy myślimy o znacznym i nagłym napływie migrantów, to z perspektywy rozwoju miast, pojawić mogą się obawy przed silniejszą niż obecnie gettoizacją. Jednak, gdy o nowym mieszkańcach miasta zaczniemy myśleć jako o studentach, to potencjalna gettoizacja przestaje pojawiać się jako problem. Wówczas zamiast o getcie mówić będziemy o kampusie, jego rozwoju, potencjale i roli w mieście. Zgodzimy się na getto-kampus ze względu na potencjał innowacji, jaki generuje.



Nowych studentów przyjąć będą w stanie tylko te ośrodki, które zagwarantują uchodźcom zakwaterowanie oraz inne usługi, np. przedszkola, związane z tym, że uchodźcy niekoniecznie będą w wieku tzw. studentów tradycyjnych [1] [2]. Kwestią zasadniczą dla powodzenia programu będzie wielkość finansowego wsparcia dla tych studentów. Wszyscy studenci powinni otrzymywać takie wsparcie, żeby mogli czas studiów wykorzystać w pełni, a nie uganiać się za doraźnymi korzyściami z pracy na stanowiskach sprzedawców. Wchodzenie studentów w role sprzedawców ma interesujące walory wychowawcze, bo uczy ich przestrzegania tzw. dobrych manier. Obecna sytuacja studentów w Polsce jest jednak kuriozalna. W naszym konserwatywnym systemie państwa opiekuńczego [Andersson] nie traktuje się studentów jak osób dorosłych. Wysokość stypendiów nie tylko nie stwarza możliwości samodzielnego utrzymania siebie (nie wspominając o ew. dzieciach), ale sposób ubiegania się o wsparcie finansowe zakłada, że studentka jest częścią utrzymującej ją rodziny. Prawdopodobnie jedyną zaletą obecnego stanu rzeczy jest stosunkowo niskie zadłużenie polskich studentów. Gdyby subsydiowane przez państwo kredyty studenckie udzielane były w wysokości umożliwiającej samodzielne wynajęcie choćby kawalerki, utrzymanie się, zakup podręczników i udział w kulturze studenckiej, to studiowanie stałoby się poważną sprawą i poważną kwestią polityczną. A przecież wsparcie studentów nie musi odbywać się przy pomocy kredytów, może odbywać się przy pomocy stypendiów. Otwarcie dyskusji o studiujących w Polsce uchodźcach stałoby się więc szansą na odszkolnienie uniwersytetów w Polsce i spojrzenie na studentów jak na dorosłych ludzi.

Powyższy szkic pokazuje, że zasadniczo system szkolnictwa wyższego w Polsce wygląda jak gdyby wręcz przygotowywał się na przyjęcie kilku czy kilkunastu tysięcy uchodźców. Z wieloma wyzwaniami uczelnie poradziłyby sobie dość sprawnie. Kontrowersyjne może okazać się to, że proponując uchodźcom studia, odsłaniamy ponurą rzeczywistość warunków studiowania, jakie dotychczas oferowaliśmy obywatelom kraju. A oni z różnych - mniej lub bardziej zrozumiałych względów - godzili się na nie.

14 maja 2015

Przyjmijmy tysiące uchodźców na uniwersytety w Polsce

Gdańsk Oliwa – Uniwersytet Gdański Wydział Nauk Społecznych (3)

Rozpoczęła się w Europie w końcu interesująca dyskusja o uchodźcach. Upadła dotychczasowa koncepcja policyjno-wojskowej kontroli granic i licznych obozów dla uchodźców po obu stronach Morza Śródziemnego. Krytycy widzieli w niej próbę budowy "Twierdzy Europa". Zwolennicy... cóż... w krajach tzw. starej Europy nie czuli się chyba zbyt pewnie, ponieważ FRONTEX - agencję odpowiedzialną za kryminalizację migracji do Europy, woleli ulokować w Polsce. Przyglądaliśmy się sprawie latami [1] [2] [3]. Ale w Polsce myśli się głównie o wyjeżdżających z kraju. Od czasu de facto wojny w Ukrainie (a operacji antyterrorystycznej de iure), mówi się też o napływie studentów i pracowników stamtąd [4] [5] [6] [7].

A tu nagle taki klops! I to w środku prezydenckiej kampanii wyborczej w Polsce. Grekom i Włochom udało się - niejako dzięki katastrofom na morzu - w końcu przebić z ich problemami. Problemami wynikającymi po pierwsze ze skali napływu ludzi, a po drugie - z tego, że rozłożenie ciężaru opieki nad nowymi mieszkańcami Europy nie może odbywać się oddolnie, ponieważ na mocy stosownych traktatów migrujący ludzie cofani są do kraju, w którym rozpoczęli starania o status uchodźcy. Po obaleniu Kadafiego i rozpadzie Libii jako państwa, kraje Południa nie mają już kogo kupić, by powstrzymywał masową migrację jeszcze po afrykańskiej stronie. Muszą więc liczyć na pomoc krajów europejskich.

A że w Europie krajów chętnych do pomocy nie ma wystarczająco wiele – Szwecja i Niemcy od lat biją rekordy w przyjmowaniu uciekinierów z kolejnych wojen – Komisja Europejska zaproponowała kwoty. W Polsce relatywnie całkiem niewielka liczba 960 uchodźców pojawiła się w tytułach wiadomości. Ale już propozycja docelowego przyjęcia blisko 6% napływu ludzi nie nadawała się na tytuły.

Biorąc pod uwagę prognozowany na ten rok odpływ z kraju dotychczasowych jego mieszkańców, trudno oprzeć się wrażeniu, że w Polsce w ogóle nie ma pomysłu na ludzi. Tym bardziej politycznie przerażająca może okazać się perspektywa napływu migrantów z dość odległych krajów.

Zaproponujmy więc sobie jakieś innowacyjne rozwiązanie, które pozwoliłoby nam wyjść poza nietrudny do przewidzenia schemat mobilizacji wyborców w Polsce wokół rasistowskich żądań i fantazji (na szczęście trudnych do udźwignięcia, gdy spotyka się rzeczywistych ludzi).

Stany Zjednoczone Ameryki Północnej po II Wojnie Światowej zaproponowały weteranom wejście w system uniwersytecki. Był to prawdopodobnie jeden z najlepszych pomysłów, jaki kiedykolwiek pojawił się w celu zagospodarowania straumatyzowanych ludzi, którzy sprawnie posługiwali się bronią.

Nasi uchodźcy może nie będą koniecznie wszyscy tak młodzi jak weterani, ale z pewnością nie mniej straumatyzowani i najprawdopodobniej najpóźniej w drugim pokoleniu ulegną radykalizacji nastrojów. Choćby z tych względów moglibyśmy w Europie, a na pewno choćby w Polsce, zaproponować uchodźcom nasze uniwersytety, żeby ich profilaktycznie (i terapeutycznie) czymkolwiek zająć.

Tak się akurat składa, że uniwersytety borykają się z niżem demograficznym. Brakuje studentów. I tak trzeba te uniwersytety dofinansować, bo nakłady na naukę (w przeliczeniu na PKB) w Polsce – jednym z najbogatszych krajów na Ziemi (patrz: przynależność do OECD) - są ośmieszająco niskie, tzn. środki budżetowe to zaledwie 0,29% PKB. Przyjmowanie uchodźców i spychanie ich od razu i tylko do roli pracowników niewykwalifikowanych spowoduje, że będziemy latami patrzeć (i badać!) i ubolewać nad marnotrawieniem niezwykłej wiedzy i zdolności uchodźców, choćby językowych. Jednocześnie już teraz zaczęliśmy namawiać młodzież do uczenia się oryginalnych kultur i języków, ponieważ – przykładowo – nasze rodzime korporacje zapragnęły prowadzić interesy w Afryce (patrz: Kulczyk i nowe kierunki studiów).

Poza tym, wojny zwykle w końcu kończą się. Ktoś zacznie odbudowywać te wszystkie spustoszone kraje i regiony. Dobrze byłoby wyposażyć uchodźców w wiedzę i umiejętności, pomóc im się organizować w nowych warunkach, a także podtrzymywać w nich motywacje do odbudowy miejsc, z których musieli uciekać. Byłoby świetnie, gdyby im się to udało i gdybyśmy w Polsce mieli w tym swój udział.

Być może kreatywne włączenie się w nasze uniwersytety i docelowa odbudowa zniszczonych miejsc to zadania ponad siły zwykłych ludzi. Ale też ucieczka z krajów ogarniętych przemocą, przeprawa przez Morze Śródziemne i przetrwanie w Polsce do najłatwiejszych zadań życiowych nie należą.