8 lipca 2007

Wrocław na styku kultur

Mamy ostatnio naprawdę duże szczęście, bo trzydniowa wizyta we Wrocławiu w naszej podróży do Ecotopii obfituje w wydarzenia związane z między i wielokulturowością.

Przed wszystkim udało nam się dostać na sympozjum Nowej Agory. To spotkanie naukowców, działaczy, artystów i dziennikarzy związanych z dialogiem międzykulturowym zainicjowane zostało przez Fundację Pogranicze, jeden z najciekawszych ośrodków kulturowych w Polsce. Co prawda mieliśmy wrażenie, że mimo, iż wszyscy mówili po angielsku, nie zawsze udawało im się znaleźć wspólny język, nie mniej dyskusje na temat miejsca religii w świecie wielokulturowym i obecnej sytuacji Europy Środkowo-Wschodniej pobudzały do myślenia. Zwłaszcza zaprezentowany przez Krzysztofa Czyżewskiego projekt utworzenia Międzynarodowego Centrum Dialogu im. Czesława Miłosza, w tym Akademii "budowania mostów" tchnął w nas nieco nadziei.

Drugim wydarzeniem, w którym udało nam się wziąć wczoraj udział był koncert inauguracyjny Brave Festival. Organizatorzy postawili sobie w tym roku za cel pokazanie "zatopionych pieśni," tradycyjnej muzyki i sztuki kultur, którym grozi marginalizacja i "zatonięcie" w tzw. postępie. Dochód z festiwalu przeznaczony będzie na projekty przyczyniające się do zachowania kultur, w tym na edukację tybetańskich sierot (wszystko wskazuje na to, że w duchu pedagogiki miejsca).

Program festiwalu jest naprawdę imponujący (aż szkoda wyjeżdżać!), my mieliśmy okazję wysłuchać Alima Qasimova i Fargany Movlamovej, azerskich śpiewaków mougam - tradycyjnej formy śpiewu, który przy akompaniamencie takich instrumentów jak nagara, skrzypce kamancha, lutnia tar i balaban, robił po prostu niesamowite wrażenie. Szkoda tylko, że nie można było robić zdjęć, ani filmować, załączam więc zdjęcie ze strony festiwalu. A dziś idziemy na kolejne wydarzenia festiwalowe - spektakl kirgiskiej grupy artystów "Sachna," odtwarzającej dawne eposy wykorzystując elementy teatru, muzyki i rzeźby. Aż ślinka cieknie :))

4 komentarze:

Piotr Kowzan pisze...

A mnie w obu tych wydarzeniach zainteresowała rola intelektualisty oraz rytuały klasy średniej ;) Bo czy nie jest dziwne, że spędziliśmy półtorej godziny słuchając azerskich śpiewów nic a nic z nich nie rozumiejąc? Zachwycała nas forma, mnie osobiście relacja między pieśnią a ciałem (wydawało mi się, że ciała śpiewaków prawie rozrywane są przez dźwięki) wyobraźnia nie miała dokąd udać się, bo nie znam kontekstu, nigdy nie byłem w Azerbejdżanie :) Poza tym, pewnie jest to równie "niszowe" u nas, co tam :)) Ale i cieszyłem się jak wszyscy, że nie tyle chodzi o to, by płacić za takie wydarzenia, ściągać ludzi itp., ale o to by... pomagać sierotom w Tybecie. Organizatorzy zachęcali do przemyślenia naszych własnych tożsamości, więc to robię :)))

W prezentacji Czyżewskiego zaskoczyło mnie zastrzeżenie, że rola "budowniczych mostów" nie jest dla każdego. Zsyłał się tu na swoje długoletnie doświadczenia, a ja ze swoich kilkuletnich np. podróżowanie stopem, sieci wymiany gościnności, międzynarodowe warsztaty, mam wrażenie, że "budowanie mostów" odbywa się "przy okazji" i... na dnie ;) To, że tego trzeba się uczyć jest oczywiste, ale ta potencjalna elitarność... zastanawia mnie czy nie jest to jakaś współczesna odpowiedź na problemy intelektualistów. Przecież niedawno polegli w projekcie mediowania między klasami społecznymi, konflikty interesów przedefiniowuje się na konflikty kulturowe, a my zamiast mediować teraz mostami się zajmiemy. Dodatkowym problemem jest i to, że są to mosty między istniejącymi, przypisanymi do ziemi kulturami czyli tzw. rdzennymi. Na sesji o problemach miast nie byliśmy niestety, ale wydaje mi się, że problemy ludzi od urodzenia wykorzenionych z ziemi zredukowane były do rehumanizujących życie architektonicznych konstrukcji. Wydaje się, że w działalności Czyżewskiego chodzi rzeczywiście o pilnie teraz potrzebne ponowne zasiedlenie miejsc i kultury ('reinhabitation' z pedagogiki miejsca). Piękna jest tożsamość wokół tego pomysłu wybudowana i ciekawe projekty. Ale...

Małgorzata Zielińska pisze...

A mi sie wydaje, że warto wyzwolić się mówienia zawsze "ale.." i ograniczyć się do sytuacji, gdzie naprawdę trzeba/warto (patrz poprzednie posty). Na sesji o mieście nie byliśmy, więc nie mamy prawa pisać, że przekaz był zredukowany do architektury - nic na to nie wskazuje...

Piotr Kowzan pisze...

Puste "ale..." to tylko niemożliwa jeszcze do wyartykułowania wewnętrzna wątpliwość, która nie tyle wyraża "gotowość" do krytykowania, co powstrzymuje wyrażanie zachwytu :) W końcu to piękny dzień był :))

A sesję, na której nie byliśmy po opisie programu, ekspozycji wypełniającej było nie było Muzeum Architektury i po komentarzach usiłujących powiązać w całość kolejne sesje oceniłem. Zapewne stronniczo, ale nie zupełnie bezpodstawnie ;)

Anonimowy pisze...

Targi