18 kwietnia 2008

Duński dowcip czy kwietniowa rzeczywistość?

[eee... kapitaliści nie chcą spojrzeć, a co dopiero płacić za te słowa, choć taki próbowałem być zabawny. Cóż, osobliwe poczucie humoru]

Zaledwie 100 km od polskiego wybrzeża zaczyna się kraj, o którym niewiele w Polsce wiadomo. Ale nie można powiedzieć, że nic o tym kraju nie wiemy, skoro w zeszłym roku najczęściej osiedlali się w nim właśnie Polacy. To Królestwo Danii, kraj, którego mieszkańcy są dumni z tego, że płacą najwyższe podatki na świecie.

Duńczycy słyną z niewybrednego poczucia humoru. Bez tego specyficznego humoru i żywiołowego temperamentu niewiele różniliby się od Szwedów. Może komuś uda się zgadnąć, która z poniższych wiadomości jest kwietniowym żartem spreparowanym przez media w prima aprilis.

Koniec z wodą w butelkach
Jedna z sieci hoteli ogłosiła, że w swoich 141 hotelach zaprzestaje serwowania butelkowanej wody. To wkład firmy w walkę z emisją gazów cieplarnianych. Przy produkcji butelki wody powstaje 1000 razy więcej CO2 niż trzeba na dostarczenie jej kranem. Od teraz klienci otrzymywać więc będą filtrowaną wodę z kranu. Jeśli nalegać będą na butelkowaną – w butelce podana zostanie filtrowana.

Kamieniami w dzieci

Młodzi obcokrajowcy w Kopenhadze rzucali kamieniami w pedagogów, rodziców i w wózki z małymi dziećmi na terenie żłobka. Psycholodzy tłumaczą to zachowanie próbą zaatakowania duńskiego systemu. Sprawców nie złapano. Policja ma nadzieję, że zgłoszą się sami i przeproszą za swoje zachowanie.

Przeprosiny w Turcji
Duński ambasador w Turcji przeprosił za Danię na pogrzebie 16-latka zatłuczonego kijami bejsbolowymi przez trzech nieznanych sprawców. Chłopak zaatakowany został roznosząc gazety na ulicy Polensgade (ulica Polska lub Polarna) w Kopenhadze. Padła propozycja, by ulica ta nosiła teraz imię ofiary.

Niebezpieczne związki 1
Dobrze zapowiadający się polityk Socjaldemokratów uprawiał seks z 15-latką poznaną na spotkaniu partyjnym z Młodymi Socjalistami. Koledzy nie chcą go teraz zapraszać na imprezy partyjne. Eksperci twierdzą, że 10 lat temu nikt by się tym nie przejął. Ale obecnie Socjaldemokraci tracą w sondażach na korzyść Socjalistycznej Partii Ludowej, która tym samym staje się czołową partią opozycyjną w Danii.

Dania częścią Polski
Najnowszy duński film akcji pod tytułem „Płomień i Cytryna” opowiada o zabijaniu kolaborantów podczas II Wojny Światowej. Rolę jednego z morderców, o pseudonimie Cytryna odtwarza Mads Mikkelsen. Aktor stwierdził w wywiadzie, że przedstawieni w filmie kontrowersyjni mordercy to bohaterowie i to o nich powinno się uczyć w szkołach, a nie o podróżnikach zdobywających Biegun Północny, jak czyni się to obecnie. Dodał, że to dzięki takim ludziom jak Płomień i Cytryna Dania nie jest dzisiaj częścią Polski.

Bez łazienek i toalet
100 tysięcy mieszkań w Danii nie ma łazienki, a 25 tysięcy nie ma nawet własnej toalety! Przez lata inwestowano w Danii w estetykę placów i ulic, bo to przyciąga to turystów. Zapomniano jednak o poprawie warunków mieszkaniowych.

Pies bez kagańca
W Wolnym Mieście Christiania interweniująca policja zastrzeliła psa bez kagańca. Wybuchły zamieszki, bo w Wolnym Mieście zwierzęta chodzą swobodnie. Spłonął cywilny samochód policji. Funkcjonariusze wycofali się z tego osobliwego osiedla. I w ogóle coraz mniej młodych Duńczyków chciałoby zostać policjantami.

Niebezpieczne związki 2
Członkowie Chrześcijańskiego Związku Zawodowego w Danii są z zasady łamistrajkami. Dlatego narażają są na mobbing ze strony pozostałych pracowników. Presja społeczna utrudnia przynależność do chrześcijańskiego związku. Ale już wkrótce jego członkowie zaczną otrzymywać specjalne dodatki pieniężne za psychicznie ciężkie warunki pracy w czasie strajków.

Faszystowskie stypendia
Uniwersytet w Kopenhadze zrezygnował z finansowania stypendiów z pieniędzy ufundowanych przez japońskiego faszystę i mordercę z okresu drugiej wojny światowej. Dotychczas sugerowano studentom, żeby nie afiszowali się w Japonii z nazwą swego stypendium, bo patron nie przez wszystkich jest szanowany.

Scjentolodzy
Blisko 500 Duńczyków tygodniowo jest formalnie przyjmowanych do Kościoła Scjentologicznego. Tym samym Kopenhaga staje się po Florydzie drugą najważniejszą lokalizacją tego kościoła.

Wychłodzenie związkowców

Związki zawodowe rezygnują w tym roku z obchodów pierwszego maja (w Danii dzień ten nosi nazwę – Międzynarodowy Dzień Walki Robotników). Przyczyną rezygnacji z kultywowania tradycji jest... brak rąk do pracy. Zamiast tradycyjnych obchodów wręczone zostaną za to darmowe lody dla pracowników budżetówki.

Przyśpiewki
Młodzi Konserwatyści w Danii śpiewają niewybredne piosenki polityczne. I nawet starsi działacze nie potrafią powstrzymać młodzieży. A chodzi o rzeczywiście prymitywne przyśpiewki typu: „Socjalista jest miły. Tak, socjalista jest miły. Ale zwłaszcza, gdy już trafi do mogiły.”


ODPOWIEDŹ:
Wychłodzenie związkowców to oczywiście żart. To niemożliwe, żeby Duńczycy porzucili Międzynarodowy Dzień Walki Robotników nawet dla lodów. Dania jest krajem, który widziany z perspektywy polskich doświadczeń ekonomicznych w ogóle nie powinien funkcjonować. Socjalizm jest częścią tożsamości tego kraju. Centrum Kopenhagi zdobią rozległe budynki central związkowych. A za patologie społeczne media obwiniają... obwiniają to nie jest właściwe słowo... łączą patologie z budżetowymi cięciami.

Koniec z wodą w butelkach – Copenhagen Post z tygodnia 28.3-3.4
Kamieniami w dzieci - Nyhedsavisen z dnia 3.4.2008
Przeprosiny w Turcji – Ekstra Bladet z 4.4.2008
Niebezpieczne związki 1 – wszędzie, np. Copenhagen Post 4-10.4.2008, Nyhedsavisen 2.4.2008
Pies bez kagańca – Nyhedsavisen z dnia 3.4.2008 + 7.4.2008
Niebezpieczne związki 2 – Urban z dnia 3.4.2008
Faszystowskie stypendia - Nyhedsavisen z dnia 3.4.2008
Dania częścią Polski - Information, z dnia 27.3.2008
Łazienki bez toalet - 24timer, z dnia 25.3.2008
Scjentolodzy - Copenhagen Post z tygodnia 28.3-3.4
Wychłodzenie związkowców – 24timer z 1.4.2008
Przyśpiewki - Nyhedsavisen, z dnia 2.4.2008

15 kwietnia 2008

Model skandynawski
Adam Michnik polecił:
„Polski hydraulik i inne opowieści o Szwecji”

Trudno jest napisać dobrą recenzję książki, której się nie czytało. Ale po recenzji i obszernym fragmencie w Gazecie Wyborczej pt. „Szwecja skazuje za współczucie” wcale mi się do książki autorstwa Macieja Zaremby nie spieszy. Niewiele jest publikacji przybliżających Polakom zasady funkcjonowania tzw. modelu szwedzkiego. Po spojrzeniu w górę mapy zostajemy z masą statystyk, z których wynika, że nasi północni sąsiedzi wyprzedzają świat cywilizacyjnie pod każdym niemal względem. Niezwykłe jest wprost, jak niewiele z tego korzystamy, gdy dokonujemy naszych ekonomicznych, czyli politycznych wyborów w Polsce.

I oto pojawia się w Polsce książka opisująca patologie szwedzkiego systemu. Z tego co zrozumiałem książka jest pełna przerażających historii o ingerencji funkcjonariuszy państwa w życie obywateli i ogólnie rzecz ujmując o dehumanizacji życia i niesprawiedliwości. Wygląda na to, że profilaktycznie zniechęca się polskich czytelników do skandynawskich porządków.

Nie wiem tylko czy ewentualni czytelnicy zdają sobie sprawę z komicznego efektu jaki powoduje polityczne użycie tej książki. Opowiada ona bowiem o patologiach skandynawskiego prawa. Prawa wręcz skandalicznie opresyjnego! Dzięki takiej książce Polacy będą w stanie optymistycznym statystykom upowszechnianym przez Krytykę Polityczną przeciwstawić tragedię zwykłych ludzi, tragedię kobiet skazanych za uśmiechy, pocałunki, ciepłe słowa.

Może kogoś to zdziwi, ale patologie tego prawa są powszechnie znane – polecam film o „ustawionych procesach” sądowych pt. Dzieciaki skazane za terroryzm. To dopiero koszmar.

Efekt komiczny polega na tym, że model skandynawski opiera się na prawie tak jak polski kapitalizm na polityce. Owszem, można opowiedzieć historię ostatnich 20 lat Polski drobiazgowymi opisami politycznych afer, ale nie będzie w tej historii niczego optymistycznego. Ba, nawet odrobinę życzliwego, ludzkiego. Skandynawowie nie ufają prawu, tak jak my nie ufamy politykom. My używamy Trybunału Konstytucyjnego do obrony naszych wolności przed nieodpowiedzialnymi politykami. Oni mobilizują swoich polityków do obrony przed nieodpowiedzialnym prawem. Nasz trybunał jest wzorowany na niemieckim. W Niemczech uzasadnieniem dla istnienia takiego strażnika systemu były „niewłaściwe wybory polityczne” jakich dokonali Niemcy. U nas Trybunał, z jednej strony, był mechanizmem pomagającym tworzeniu spójnego prawa, a z drugiej, chronił system przed ewentualnymi politycznymi zwrotami.

W Skandynawii system prawny oczywiście istnieje, ale porządek społeczny oparty jest na ustanawianiu konsensusu. Jest to porządek tworzony niejako od dołu, w przeciwieństwie od polskiego, gdzie najpierw mieliśmy decyzję o wielkiej zmianie ustroju, a potem dopasowywanie wszystkiego pod nadrzędną zasadę.

Patologie opisane przez Zarembę rozbudziły emocje w Szwecji, dyskutowano, wystawiano sztuki teatralne itp. Skandynawowie, z tą swoją mądrością lewacką, prawdziwą, siadają i dyskutują szukając rozwiązań. Dlatego tak ważne jest dla nich, aby nikogo z tych dyskusji nie wykluczać. Przypominają tym trochę indiańskie plemiona z przygodowych książek na temat dzikiego zachodu. Tyle, że ci Indianie są bardziej zaawansowani cywilizacyjnie. I zdają sobie sprawę, że ich bizony nie są tak liczne jak dawniej. Największymi optymistami są za to ci, co świeżo się w tych krajach osiedlają. Mają szczęście nie pamiętać bizonów podebranych przez uciekające od płacenia podatków korporacje. Nowi wiedzą jak wygląda skolonizowany świat poza Skandynawią.

Największym zagrożeniem dla modelu skandynawskiego jest za to proces integracji europejskiej. Do Polski dzięki integracji napływają pieniądze, które łagodzą skutki neoliberalnych reform. Tym samym niejako je finansując. Dla Szwecji czy Danii integracja jest jednak zagrożeniem nie ze względu na nowe prawa, ale dlatego że rola tego prawa rośnie. Już nie zawsze respektowane są zasady konsensusu. Outsiderzy (np. obce przedsiębiorstwa) mogą szukać wsparcia dla swoich racji w instytucjach poza-krajowych.

O Skandynawii warto przeczytać po polsku tu: [1] [2][3]

Walka klas 1
Poszukiwania u źródeł

Żeby zacząć zrozumiale mówić o problemie „klasowości społeczeństwa kapitalistycznego” w Polsce, trzeba to chyba zrobić z perspektywy osobistej, ludzkiej, namacalnej, ze dwa piętra poniżej całkiem sporej teorii na temat kapitalistycznego ustroju, naszego ustroju. Choć inspiracją tego cyklu artykułów (cyklu, bo będę orał regularnie) jest tu gdzieś przeczytana rada Žižka, że czas przestać jedynie działać (np. podróżować), trzeba zacząć językiem teoretycznym opisywać działalność. Zobaczmy co da się zrobić.

Zeszłoroczne wakacje zacząłem z przeczytanymi „Dystynkcjami” Pierre'a Bourdieu i liźniętą „Klęską solidarności” Davida Osta. Nawet nietrudno zgodzić się z tezą Osta, że powinniśmy czasami definiować problemy w oparciu o interesy klasowe, skoro w ogóle ich tak dotąd w PL nie definiowano. W końcu skoro kapitalizm mamy, to pewnie są gdzieś i te klasy. Tylko jak zobaczyć coś, czego wcześniej nie było widać? Bourdieu stwierdził, że różne klasy różne rzeczy jedzą, piją i czytają. A przynajmniej tak było dawniej (w XX wieku) i we Francji. Ale czy możliwe jest zabranie się do problemu klas z odwrotnej strony, tzn. czy jesteśmy w stanie wyśledzić obecne klasy społeczne po tym co jedzą, piją i czytają?

Między innymi z takimi problemami ruszyliśmy stopem w Europę. Nie bardzo świadomi tego, co nas czeka poruszyliśmy problem klas w małej hiszpańskiej knajpce w towarzystwie przesympatycznej pary Brytyjczyków. Kierowca okazał się socjologiem, który natenczas zaczął się odgrażać, że gdyby tylko miał tu jakiegoś drugiego Brytyjczyka to zaraz by nam zademonstrował jak rozpoznać przynależność do klasy społecznej po użyciu języka. Zrobiła na nas wrażenie ta deklaracja, ale w sumie to, że rozpoznać i że w języku to już słyszeliśmy. Ale co rozpoznać? Co powiedzieć jak już się widzi tę różnicę? Klasa niższa-średnia-średnia-pracująca z południa? W ten sposób uzyskać można nawet komiczny efekt, jak w artykule „Awans do klasy średniej średniej” w GW w przeddzień prima aprilisu 2008. Interesująca wydała nam się niechęć międzyklasowa, tzw. antagonizm, deklarowana przez naszych Brytyjczyków z klasy pracującej, którzy twierdzili, że nawet nie umawialiby się z kimś z klasy średniej. Łau! Próbowaliśmy trochę ich przycisnąć pytaniami o tę ich rzekomą przynależność do „klasy pracującej”, skoro studia pokończyli i rozbijają się po słonecznej Europie realizując typowo brytyjskie hobby – kupowanie domów. Po wyjaśnieniach, że przynależność klasowa nie zależy ani tak bardzo od pieniędzy, ani zawodu czy poziomu konsumpcji ODPADLIŚMY.

12 kwietnia 2008

Somalia – podejście operacyjne,
czyli jak pomagać ludziom, którym już pomogli Zjednoczeni Amerykanie


Jak to się stało, że katastrofa humanitarna (600 tysięcy przemieszczonych ludzi), obecnie większa od tej w Darfurze, nie jest pokazywana w mediach? Nawet autorzy programów w duńskich mediach publicznych twierdzą, że tematów „czysto humanitarnych” nie wprowadzą. Popularnością widzów cieszą się teraz problemy, które daje się łatwo przełożyć na problemy bezpieczeństwa (widzów)! Co tam w mediach!? Przedstawiciele szeregu agencji Narodów Zjednoczonych odwiedzają miejsca dotknięte kataklizmem, mówią, że to najgorsze co w życiu widzieli i... pomoc nie nadchodzi.

Somalia, kraj od 60 lat w chaosie. Dawniej sojusznik Związku Radzieckiego, któremu z powodu wojny Etiopią – też sojusznikiem ZSRR, Moskwa odcięła pomoc, żeby uzyskać wynik wojny. Stąd ten dziwny kształt na mapie. Kraj ten zasłynął w Polsce z powodu zdjęć Sławomira Idziaka do filmu „Helikopter w ogniu”. Od czasu spektakularnej porażki Amerykanów w Mogadiszu (1993), Somalia stała się tematem tabu. Południową częścią kraju (w tym stolicą) rządzili watażkowie (warlords), czerpiący korzyści z braku państwa i prawa.

Remake „Contras”
Dzięki retoryce „wojny z terrorem” Pentagonowi udało się przeforsować zaetykietowanie Somalii jako państwa (upadłego), gdzie kryją się terroryści – rzekomo autorzy zamachów z 1998 roku na amerykańskie ambasady w Tanzanii i Kenii. W międzyczasie, mając dość codziennej przemocy, zaczęły organizować się pojedyncze sąsiedztwa. Mieszkańcy Mogadiszu musieli wywalczać sobie prawo do bezpiecznego przemieszczania się. Zaczęli wprowadzać instytucje prawa. Gdy zjednoczyli się, przegonili mafie (najpierw z Mogadiszu, potem prawie całkowicie z południowych prowincji) w ciągu 5 miesięcy 2006 roku. Pierwszy raz od 60 lat!

Tyle, że po 11 września (2001) kiepsko jest się odnosić spektakularne sukcesy pod nazwą „Unia Trybunałów Islamskich”. I w Pentagonie (Departament Stanu wyłączył się z zadymy) najwyraźniej uznano, że lepszy terror niż szariat. Zainstalowani w Dżibuti Amerykanie rozpoczęli przesyłanie ogromnych pieniędzy mafijnym bonzom, którzy ruszyli na zakupy (broni i rekrutów). Ambasador USA przy UN, John Bolton, "na mikołaja" 2006 pchnął rezolucję o „słusznej” interwencji, a na wojnę ruszyła... Etiopia. Przypadkowo chrześcijańska i nieprzypadkowo skora do osłabiania sąsiada, bo: (a) za wysłanie 8 tysięcy żołnierzy płacą USA, (b) silna Somalia oznacza powrót pan-somalijskich marzeń, czyli łączenia Somalijczyków zamieszkujących m.in. część Etiopii. Mogadiszu zostało szybko zdobyte. Powstał Przejściowy Rząd Federalny z prezydentem z północnego regionu – Puntland. I rząd ten został uznany przez społeczność międzynarodową. Prezydent nigdy nie odważył się osiąść w Mogadiszu! Islamiści rozpoczęli wojnę partyzancką – na ulicach zaczęły wybuchać samochody-pułapki. Tym samym niejako potwierdzając zarzuty o terroryzmie. Choć takich ekscesów wcześniej nigdy tam nie było.

Obecnie Unia Trybunałów Islamskich kontroluje większość terytorium południowej Somalii. Może nie tyle oni kontrolują, co na pewno nie kontrolują tam niczego ani Etiopscy żołnierze, ani rząd tymczasowy. Coraz mniej chętnie zresztą ruszają się oni z prowincji, którą zajmują (na tej wyżynie nie jest najgorzej z jedzeniem). Nomadyczna Puntlandia (hodowla wielbłądów, kóz, owiec) , która przerzucała 50% (!) swoich przychodów na wsparcie Rządu Przejściowego też już jest tym zmęczona. Mogadiszu kontrolowane jest przez jeden z klanów. Merem miasta jest jeden z watażków, na tyle sprytny, że ciężko „opodatkował” nielicznych w tym kraju rolników. Rolnicy (etnicznie Bantu) zamieszkują obszary wzdłuż rzek i odczuwają to jako ulgę, po wcześniejszych doświadczeniach z nomadami, dla których Bantu byli „ludźmi, po których nikt nie zapłacze”.

Mechanizm głodu
Jeżeli przeżyjesz suszę, masz szansę odrobienie strat w czasie pory deszczowej. W tym roku coś te deszcze nie nadchodzą. Od stolicy w górę ludzie teraz jedzą... krzewy. Jest taki jeden rodzaj krzewu (nie pamiętam nazwy), który trwa nawet gdy pozornie wszystko zostaje zjedzone. Zwierzęta nie dają rady tego zjeść. Ludzie grillują takie gałązki – pieczoną korę dają zwierzętom, wnętrze przerabiają na coś w rodzaju mąki. Gdy to się kończy, zabijają zwierzęta. Brak zwierząt oznacza, że deszcz, gdy nadejdzie, nie będzie szansa na odzyskanie ekonomicznych podstaw życia. Ludzie masowo ruszą wtedy do miast, gdzie kobiety jak będą miały szczęście zostaną pomocnicami w bogatszych domach, ale podstawową opcją jest dla nich prostytucja.

UN vs NGOsy
Fundamentalną zasadą organizacji humanitarnych jest bezwzględne ratowanie człowieka. Inaczej stracą wiarygodność. Narody Zjednoczone muszą jednak działać zgodnie z prawem międzynarodowym. Inaczej stracą wiarygodność. Tak więc ten uznany Federalny Rząd Przejściowy to wielki problem teraz. Nie można go ominąć, choć nie jest gospodarzem, ale stroną konfliktu. Ale nie można też współpracować z potępioną opozycją (do Trybunałów dołączyły różne frakcje, klany i ogromna diaspora). Polityczny konflikt rozsadza UN.

Skandynawskie pomysły
Dwa tygodnie temu badacze wrócili z Somalii i przedstawili strategię wejścia do Somalii opierającą się na interesującej taktyce. Organizując pomoc z zewnątrz musisz mieć z kim rozmawiać na miejscu. W rejonach konfliktów to kwestia życia pracowników organizacji. Pomoc musi dotrzeć do wszystkich. Jeżeli jakaś grupa czuje się wykluczona czy poszkodowana, to – w warunkach pokoju masz polityczny konflikt, a w warunkach wojennych – to kwestia życia wysyłanych tam pracowników.

Okazuje się, że jest pewna grupa, która się nie rusza z miejsca bez względu na głód czy wojny – tradycyjna starszyzna. Są dobrze poinformowani, chętni do współpracy (bo zdają sobie sprawę z zagrożenia głodem) i w oparciu o tradycję potrafią wygaszać konflikty. Są gwarancją, że pracownicy będą ostrzegani o niebezpieczeństwach. Kluczowe dla powodzenia misji pomocy jest aby wszystkie klany i podklany były włączone w ten proces. Starszyzna negocjuje tak, że jest też pośrednikiem w kontaktach z Trybunałami, z którymi oficjalnie nie można się kontaktować, ale przecież trzeba uwzględnić ich stanowisko.

Naukowcy wykonali swoją część pracy, teraz podobno piłka jest po stronie Narodów Zjednoczonych. Zdecydowana większość tego, o czym opowiedziałem, pochodzi z wykładu (dla 7 osób) jaki zrobił Joakim Gundel, konsultant [1][2] [3] który właśnie wrócił z Somalii. Z pomocą linków próbuję tę wiedzę jakoś zrekonstruować. Supermapka z Wikipedii.

P.S. Aha, oni tam mają ropę.
P.S.' Może zamiast muzeów instytuty i NGOsy zajmujące się tematem wysiedleń należałoby w PL budować? Szwedzi mają coś takiego.

10 kwietnia 2008

I will do anything... TO GET MY DIGNITY BACK

To Kopenhaska akcja-spontan przeciwko seksizmowi. A zaczęło się dość niewinnie (czyli jak zwykle) od rozmów przy winie. O tym, że reklamy stają się coraz bardziej nachalne, że manipulują obrazem kobiet jak zwykle. I że obecności tego typu reklam trzeba się przeciwstawiać. I że w zasadzie... mamy farbę :) Nawet hasło wymyśliła solenizantka przy stole. A potem my wróciliśmy do naszego domu i trochę zapomnieliśmy.

Ale dziewczyny z nauk politycznych Uniwersytetu w Kopenhadze zadziałały! Ktoś życzliwy poinformował media, które w Danii chwytają takie tematy : Kreatywny wandalizm przeciwko reklamom. Bo to media PUBLICZNE, dla obywateli, a nie konsumentów!

9 kwietnia 2008

Skąd ta mina?

Połączenie dwu bezdennie kretyńskich praktyk daje czasem zaskakujące efekty. Wspierana przez 40 krajów produkcja narzędzi do polowania na ludzi i promowane przez telewizyjne media konkursy piękności. Efekt? Wybierz Miss Angoli!

A o problemie min opowie Al Jazeera