18 maja 2007

Kontekst

Dajcie mi punkt podparcia, a poruszę Ziemię. Chciałoby się to zdanie wykorzystać w pracy pedagogicznej. Dajcie mi dobry program nauczania, a poruszę uczniów? Współcześnie łatwiej poruszyć niż znaleźć jakikolwiek punkt podparcia. Ci, którzy oglądają telewizję dowiadują się stamtąd rzeczy, które pobieżnie zinterpretowane na potrzeby njusa, potrafią na długo kształtować świadomość. Czasami można odnieść wrażenie, że najłatwiejsze do zrozumienia są wiadomości z innych krajów. Dzieje się tak po pierwsze dlatego, że ich interpretacja z konieczności jest uproszczona (informacja dla masowego odbiorcy nie może się wznieść ponad pewną infantylność, pod groźbą utraty popytu - jakiś termin jest na to). A po drugie, dlatego że pozbawiona jest dalszego ciągu - odległe wydarzenia relacjonuje się dopiero wtedy, gdy zginie odpowiednia ilość ludzi (były kiedyś na ten temat badania, wychodziło średnio ok. 60 osób żeby powiedzieć coś o Indiach w Polsce). Nie ma już Kapuścińskiego, który opowie historie od początku do końca. Pozostał Internet ułatwia dostęp do wszelkich materiałów, ale wydaje się, że każda kolejna informacja (nawet z wikipedii) raczej jedynie rozbudowuje kontekst. Ale może właśnie o kontekst i o jego brak chodzi (i w dziennikarstwie i w pedagogice).

Dlatego załączam te 3 filmy. Wydawało mi się, że wszyscy je już widzieli, ale coraz częściej przekonuję się, że "wszyscy" to coraz mniej liczna grupa... Filmy te nie tylko przywołują kontekst, ale przez swoją masową dystrybucję same stawały się kontekstem. "The Revolution will not be televised" wygrywając festiwale kształtowało myślenie o mediach i o Chavezie. Od czasu powrotu do władzy - po przewrocie 2002 - roku wydaje się nieusuwalny. "The Weapon of Mass Deception" dosadnie pokazuje mechanizm współpracy korporacyjnych mediów i wojska (współpracę mediów i policji pokazuje już mniej znany dokument "The Miami Model"). A film "Fallujah: The Hidden Massacre" znalazłem kiedyś przeszukując francuskie Indymedia - dowiedziałem się, że film był szeroko prezentowany w czasie zamieszek 2005 roku. A Faludża już jest symbolem wojny w Iraku i będzie pracować w zbiorowej pamięci jak zniszczone w innych wojnach Warszawa, Grozny czy Carthago.

Niestety wszystkie filmy są po angielsku. Ale jak mawiają... język wroga trzeba znać.


The Revolution will not be televised




The Weapon of Mass Deception




Fallujah: The Hidden Massacre

16 maja 2007

Critical Pedagogy of Place - seminarium


12 maja w Bibliotece Głównej UG odbyło się seminarium wokół tekstu The Best of Both Worlds: A Critical Pedagogy of Place D.A. Gruenewalda. Na spotkaniu przedyskutowaliśmy samo pojęcie krytycznej pedagogiki miejsca oraz poruszyliśmy między innymi takie kwestie jak relacja krytycznej pedagogiki miejsca do bycia "poza miejscem" i do ograniczania wolności przemieszczania się czy możliwość skorzystania z ram krytycznej pedagogiki miejsca w przeciwdziałaniu nieprzemyślanym migracjom (patrz np. posty No Lager i Ucząc się od Ladakhu). Miejmy nadzieję, że wkrótce będziemy mogli zaprosić na kolejne ciekawe seminarium.

2 maja 2007

Pierwszomajowe impresje

Kiedy zobaczyłem uliczną reklamę pracy w McDonaldzie „Moja praca jest tak ciekawa, jak książki, które czytam”, to pierwszą moją myślą było domniemanie, że uśmiechnięta photoshopem pani czyta książkę telefoniczną. Tylko czy konfidenci przemysłu reklamowego próbując okłamać założoną liczbę odbiorców przy okazji nie zdiagnozowali stanu kultury, tudzież uczestnictwa w niej?

Podczas panelu dyskusyjnego „Po co nam praca?” (prowadzonego przez chyba znanego prezentera TV) z okazji festiwalu filmowego „Godność i praca” jeden z prelegentów (Janusz Bohdziewicz w wystąpieniu "Praca jako ucieczka") wygłosił tezę o współczesnym braku (wyczerpaniu się) wartości, dla których ludzie gotowi byliby przerwać pracę. Kiedyś robotnicy walczyli o (nie więcej niż) ośmiogodzinny dzień pracy strajkując. Wierzyli, że w życiu człowieka są sprawy ważniejsze niż praca. Zaledwie około 15 osób przysłuchiwało się dyskusji. Czyżby wszyscy pracowali tak zawzięcie...?

Być może ludzie zdyscyplinowani zaciągniętymi kredytami konsumpcyjnymi wręcz domagają się, by pracować więcej – nawet pierwszego maja. I żaden strajk generalny nie jest już możliwy, bo jak twierdzi Jarosław Urbański (posłuchaj zapisu seminarium Lewica od Foucaulta), w razie masowych wystąpień wystarczy podnieść stopy procentowe, by przywrócić porządek. Wszyscy grzecznie wrócą do pracy ze strachu przed komornikiem.

Oddział Gośka rozjuszona stanem świata (po wysłuchaniu wykładu) poprowadziła nasz pierwszomajowy spacer ulicami Oliwy dokumentując narzucające się przejawy szkodliwej społecznie propagandy.

Po śladach widać było, że samo zrywanie ulotek to syzyfowa praca. Po „obywatelsku” zgłosiliśmy więc sprawę dewastacji do Straży Miejskiej. Zobaczymy czy da się szczuć różne władze przeciwko sobie.

Międzynarodowy Dzień Pracowników zamknęliśmy obejrzeniem wiadomości w duńskiej telewizji (TV Avisen). Drugą wiadomością tego wieczoru (18:30) byli Polacy zachęcający do wstępowania do związków. Paradowali w koszulkach „Jestem związkowcem”. W Danii pracuje ok. 20 tysięcy Polaków, a jedynie ok. 600 należy do związków! Polacy w Danii walczą o to, by być traktowanymi jak Duńczycy. W Polsce też mogliby o to walczyć, bo uniwersalizm dość przecież abstrakcyjnej myśli typu „by być traktowanym jak człowiek” może nie zostać zrozumiany przez media.