Są takie miejsca na świecie, które przyciągają i inspirują bardziej niż inne. Takim edukacyjnie magicznym miejscem jest leżący w Indiach Ladakh zwany Małym Tybetem. Rozsławiła to miejsce Helena Norberg-Hodge swoją zekranizowaną analizą destrukcyjnego wpływu globalizacji na lokalne kultury pt. „Learning from Ladakh”. Zarówno książka jak i film walnie przyczyniły się do rozwoju ruchu wiosek ekologicznych (Global Ecovilage Network) na całym świecie. Helena nauczyła się miejscowego języka, dzięki czemu miała wgląd w świat lokalnych wyobrażeń i nadawanych 'nowemu' znaczeń. Przez 12 lat obserwowała postępującą destrukcję wspólnot i narodziny nędzy. Dzieci zostały zabrane do szkół, nie było komu pomagać w rolnictwie, więc obowiązki te wzięły na siebie kobiety. Popkultura, oferując łatwe i szybkie zaspokojenie, zadziałała szczególnie pociągająco na mężczyzn – zaczęli powielać przychodzące wzorce zachowań. Turyści, w swoich krajach często ubodzy, dla biednych ludzi byli synonimem bogactwa. Przepłacając za wszystko i bawiąc się niszczyli lokalną ekonomię. Ponadto, turyści wzmacniali przekaz popkultury, że życie białego człowieka składa się tylko z rozrywki, a nie ma w nim miejsca na pracę. Wszystko to i wiele innych czynników spowodowało, że ludzie porzucali w ich mniemaniu niewiele warte życie wiejskie i lgnęli do miast, gdzie teraz żyją w slumsach marząc o szczęściu (którego się w sumie wyrzekli).
Oprócz warstwy poznawczej filmu niezwykle inspirująca jest jego druga część, gdzie można dowiedzieć się czegoś o możliwościach przeciwdziałania, a nawet przywracania pewnej normalności w Ladakhu. Najskuteczniejszą siłą okazał się Sojusz Kobiet. Jego przedstawicielki miały okazję odwiedzać mityczny Zachód. Rozmawiały z bezdomnymi w centrach miast, odwiedzały domy starości, przyglądały się cenom naturalnych produktów (jakich przecież pełno w ich wioskach) itp. Po powrocie ich pozycja była bardzo wysoka, a podczas zgromadzeń opowiadały o tym, co widziały.
Również dzięki 'nietypowej' turystyce (Tourism for Change) udało się zmniejszyć popularność bardzo tanich pestycydów. Teraz wioski odwiedzane są przez 'bogaczy', którzy.. chcą pomagać przy 'czystych' uprawach i uczyć się od miejscowych. Tacy turyści przywracają wartość temu, co rzeczywiście wartościowe.
Niektóre wspólnoty tego regionu są już tak wzmocnione, że możemy usłyszeć ich głos i zobaczyć jak żyją. Okazuje się, że po małych wioskach, gdzieś na końcu świata, krążą ludzie organizujący warsztaty na temat tego, jak posługiwać się nowoczesnymi technologiami tak, aby służyły wspólnocie. Magicznym przymiotnikiem pomocnym przy poszukiwaniach cyfrowych wytworów społeczności lokalnych jest 'participatory' [1][2][3][4] czyli 'uczestnicząca'.
1 komentarz:
Wow! fajnie, że o tym napisałeś, bo to naprawdę ciekawy temat. Pokazuje prawdziwy styk kultur - niemal pierwotnej, harmonijnej kultury Ladakhu, gdzie - przynajmniej według filmu, jakoś jednak idealizowanego - żyje się szczęśliwie i zgodnie z tradycją; z kulturą zachodnią. Film zrobił na mnie ogromne wrażenie, zwłaszcza że to, co opisywał, dzieje się nie tylko w Ladakhu, ale i nawet na polskich wsiach... Z drugiej strony ochrona tradycyjnego sposobu życia to też ograniczenie, rezygnacja z tzw. zdobyczy cywilizacji... Chcielibyśmy, żeby tradycyjne kultury były chronione, żeby się nie zmieniały, ale czy sami zgodzilibyśmy się na takie życie?
Prześlij komentarz