31 października 2007

Mówienie językiem

Nic tak nie dziwi jak własna wypowiedź w obcym języku. Ponieważ dwie ze "skołowanych" osób mieszkają obecnie 30 km na północ od Kopenhagi, więc znowu często patrzymy na świat z perspektywy autostopowiczów. Nie dość, że jest to tutaj bardzo proste, to jeszcze dowiadujemy się wielu ciekawych rzeczy o kulturze (w tym o polityce) duńskiej. Nasze codzienne zdziwienie stymulowane jest przez różnice między tym, co polskie a tym, co duńskie. Naszych kierowców (w tym kraju zatrzymują się też kobiety) dziwią zmiany w czasie, których my nie jesteśmy już w stanie dostrzec bez pośredników, bo za krótko tu jesteśmy. Rozmowy zwykle prowadzimy po angielsku. Pytani (lub nie) o sytuację w Polsce, próbujemy wytłumaczyć wszystko dogłębnie, każdą banalną opinię problematyzujemy, starając się w krótkim czasie ukazać obraz jak najbardziej prawdziwy.

Wczoraj jednak zdarzyło się coś pouczającego. Podwiózł nas Kassim z Iraku. Rozmowę prowadziliśmy już po duńsku, a język ten jest o tyle okrutny, że w zasadzie nie można słabo mówić po duńsku: albo mówisz i cię rozumieją, albo nie rozumieją cię wcale. Jest za dużo możliwości niepoprawnego wymawiania słów i każde drobne poślizgnięcie się zmienia znaczenie słów i zdań. Porozumieć się było ciężko, ale rozmawiać trzeba, zwłaszcza że ciekawość Innego była odwzajemniona. W pewnym momencie Kassim pyta: "Dlaczego Polacy tyle piją?". Chciałoby się powiedzieć o transformacji ustrojowej, braku polityki społecznej, o tym, że polscy mężczyźni w Danii zostawili rodziny w kraju; o tym, że nie piją wszyscy (podział miasto/wieś) i nie to samo, itp. Temat rzeka. Ale my, ni z tego, ni z owego, patrzymy na siebie i po chwili dajemy jednowyrazową odpowiedź - TRADYCJA!

Nie powiedzieliśmy nieprawdy. Ale to, co powiedzieliśmy nie wyklułoby się z nas ani po angielsku, ani w rozmowie z Duńczykami. Dzięki ograniczeniom językowym i z (domniemanej) różnicy kulturowej wypowiedzieliśmy coś prawdziwego i syntetycznego, co nas samych zaskoczyło. I może nic w tym dla wielu dziwnego, ale nam jednak posmak Derridy w ustach pozostał.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

prosta muzyczna odpowiedź
http://www.youtube.com/watch?v=EwJ-PrWbfK4
;)

dagmara.przyborowska pisze...

Jestem obecnie we Wloszech i ucze sie intensywnie wloskiego, przede wszystkim poprzez codzienne sytuacje, ale takze w szkole. Przyszla mi do glowy mysl, ze wy mogliscie przynajmniej przekazac Wasze mysli po dusnku. U mnie jest tak, ze albo cos zakomunikuje po wlosku albo wcale, poniewaz nikt w moim miasteczku nie mowi po angielksu.Czuje sie jak przedszkolak poznajacy otaaczajacy swiat. Czasem jestem w naprawde smiesznych sytuacjach. Np. pracuje takze dwa razy w tyg. w przedszkolu i zazwyczaj dzieci pytaja opiekunow 'co to jest' u mnie sytuacja jest odwrotna. To ja pytam dzieci i staram sie zapamietac to co mi odpowiedza. Mowienie jezykiem tubylcow sprawia mi wiele radosci,a uczac sie poznaje takze kulture, obyczaje i przyzwyczjenia.