12 kwietnia 2008

Somalia – podejście operacyjne,
czyli jak pomagać ludziom, którym już pomogli Zjednoczeni Amerykanie


Jak to się stało, że katastrofa humanitarna (600 tysięcy przemieszczonych ludzi), obecnie większa od tej w Darfurze, nie jest pokazywana w mediach? Nawet autorzy programów w duńskich mediach publicznych twierdzą, że tematów „czysto humanitarnych” nie wprowadzą. Popularnością widzów cieszą się teraz problemy, które daje się łatwo przełożyć na problemy bezpieczeństwa (widzów)! Co tam w mediach!? Przedstawiciele szeregu agencji Narodów Zjednoczonych odwiedzają miejsca dotknięte kataklizmem, mówią, że to najgorsze co w życiu widzieli i... pomoc nie nadchodzi.

Somalia, kraj od 60 lat w chaosie. Dawniej sojusznik Związku Radzieckiego, któremu z powodu wojny Etiopią – też sojusznikiem ZSRR, Moskwa odcięła pomoc, żeby uzyskać wynik wojny. Stąd ten dziwny kształt na mapie. Kraj ten zasłynął w Polsce z powodu zdjęć Sławomira Idziaka do filmu „Helikopter w ogniu”. Od czasu spektakularnej porażki Amerykanów w Mogadiszu (1993), Somalia stała się tematem tabu. Południową częścią kraju (w tym stolicą) rządzili watażkowie (warlords), czerpiący korzyści z braku państwa i prawa.

Remake „Contras”
Dzięki retoryce „wojny z terrorem” Pentagonowi udało się przeforsować zaetykietowanie Somalii jako państwa (upadłego), gdzie kryją się terroryści – rzekomo autorzy zamachów z 1998 roku na amerykańskie ambasady w Tanzanii i Kenii. W międzyczasie, mając dość codziennej przemocy, zaczęły organizować się pojedyncze sąsiedztwa. Mieszkańcy Mogadiszu musieli wywalczać sobie prawo do bezpiecznego przemieszczania się. Zaczęli wprowadzać instytucje prawa. Gdy zjednoczyli się, przegonili mafie (najpierw z Mogadiszu, potem prawie całkowicie z południowych prowincji) w ciągu 5 miesięcy 2006 roku. Pierwszy raz od 60 lat!

Tyle, że po 11 września (2001) kiepsko jest się odnosić spektakularne sukcesy pod nazwą „Unia Trybunałów Islamskich”. I w Pentagonie (Departament Stanu wyłączył się z zadymy) najwyraźniej uznano, że lepszy terror niż szariat. Zainstalowani w Dżibuti Amerykanie rozpoczęli przesyłanie ogromnych pieniędzy mafijnym bonzom, którzy ruszyli na zakupy (broni i rekrutów). Ambasador USA przy UN, John Bolton, "na mikołaja" 2006 pchnął rezolucję o „słusznej” interwencji, a na wojnę ruszyła... Etiopia. Przypadkowo chrześcijańska i nieprzypadkowo skora do osłabiania sąsiada, bo: (a) za wysłanie 8 tysięcy żołnierzy płacą USA, (b) silna Somalia oznacza powrót pan-somalijskich marzeń, czyli łączenia Somalijczyków zamieszkujących m.in. część Etiopii. Mogadiszu zostało szybko zdobyte. Powstał Przejściowy Rząd Federalny z prezydentem z północnego regionu – Puntland. I rząd ten został uznany przez społeczność międzynarodową. Prezydent nigdy nie odważył się osiąść w Mogadiszu! Islamiści rozpoczęli wojnę partyzancką – na ulicach zaczęły wybuchać samochody-pułapki. Tym samym niejako potwierdzając zarzuty o terroryzmie. Choć takich ekscesów wcześniej nigdy tam nie było.

Obecnie Unia Trybunałów Islamskich kontroluje większość terytorium południowej Somalii. Może nie tyle oni kontrolują, co na pewno nie kontrolują tam niczego ani Etiopscy żołnierze, ani rząd tymczasowy. Coraz mniej chętnie zresztą ruszają się oni z prowincji, którą zajmują (na tej wyżynie nie jest najgorzej z jedzeniem). Nomadyczna Puntlandia (hodowla wielbłądów, kóz, owiec) , która przerzucała 50% (!) swoich przychodów na wsparcie Rządu Przejściowego też już jest tym zmęczona. Mogadiszu kontrolowane jest przez jeden z klanów. Merem miasta jest jeden z watażków, na tyle sprytny, że ciężko „opodatkował” nielicznych w tym kraju rolników. Rolnicy (etnicznie Bantu) zamieszkują obszary wzdłuż rzek i odczuwają to jako ulgę, po wcześniejszych doświadczeniach z nomadami, dla których Bantu byli „ludźmi, po których nikt nie zapłacze”.

Mechanizm głodu
Jeżeli przeżyjesz suszę, masz szansę odrobienie strat w czasie pory deszczowej. W tym roku coś te deszcze nie nadchodzą. Od stolicy w górę ludzie teraz jedzą... krzewy. Jest taki jeden rodzaj krzewu (nie pamiętam nazwy), który trwa nawet gdy pozornie wszystko zostaje zjedzone. Zwierzęta nie dają rady tego zjeść. Ludzie grillują takie gałązki – pieczoną korę dają zwierzętom, wnętrze przerabiają na coś w rodzaju mąki. Gdy to się kończy, zabijają zwierzęta. Brak zwierząt oznacza, że deszcz, gdy nadejdzie, nie będzie szansa na odzyskanie ekonomicznych podstaw życia. Ludzie masowo ruszą wtedy do miast, gdzie kobiety jak będą miały szczęście zostaną pomocnicami w bogatszych domach, ale podstawową opcją jest dla nich prostytucja.

UN vs NGOsy
Fundamentalną zasadą organizacji humanitarnych jest bezwzględne ratowanie człowieka. Inaczej stracą wiarygodność. Narody Zjednoczone muszą jednak działać zgodnie z prawem międzynarodowym. Inaczej stracą wiarygodność. Tak więc ten uznany Federalny Rząd Przejściowy to wielki problem teraz. Nie można go ominąć, choć nie jest gospodarzem, ale stroną konfliktu. Ale nie można też współpracować z potępioną opozycją (do Trybunałów dołączyły różne frakcje, klany i ogromna diaspora). Polityczny konflikt rozsadza UN.

Skandynawskie pomysły
Dwa tygodnie temu badacze wrócili z Somalii i przedstawili strategię wejścia do Somalii opierającą się na interesującej taktyce. Organizując pomoc z zewnątrz musisz mieć z kim rozmawiać na miejscu. W rejonach konfliktów to kwestia życia pracowników organizacji. Pomoc musi dotrzeć do wszystkich. Jeżeli jakaś grupa czuje się wykluczona czy poszkodowana, to – w warunkach pokoju masz polityczny konflikt, a w warunkach wojennych – to kwestia życia wysyłanych tam pracowników.

Okazuje się, że jest pewna grupa, która się nie rusza z miejsca bez względu na głód czy wojny – tradycyjna starszyzna. Są dobrze poinformowani, chętni do współpracy (bo zdają sobie sprawę z zagrożenia głodem) i w oparciu o tradycję potrafią wygaszać konflikty. Są gwarancją, że pracownicy będą ostrzegani o niebezpieczeństwach. Kluczowe dla powodzenia misji pomocy jest aby wszystkie klany i podklany były włączone w ten proces. Starszyzna negocjuje tak, że jest też pośrednikiem w kontaktach z Trybunałami, z którymi oficjalnie nie można się kontaktować, ale przecież trzeba uwzględnić ich stanowisko.

Naukowcy wykonali swoją część pracy, teraz podobno piłka jest po stronie Narodów Zjednoczonych. Zdecydowana większość tego, o czym opowiedziałem, pochodzi z wykładu (dla 7 osób) jaki zrobił Joakim Gundel, konsultant [1][2] [3] który właśnie wrócił z Somalii. Z pomocą linków próbuję tę wiedzę jakoś zrekonstruować. Supermapka z Wikipedii.

P.S. Aha, oni tam mają ropę.
P.S.' Może zamiast muzeów instytuty i NGOsy zajmujące się tematem wysiedleń należałoby w PL budować? Szwedzi mają coś takiego.

2 komentarze:

Unknown pisze...

jakże trudno jest nagłośnić sprawę i jak wielki to paradoks w czasach ułatwionej masowej komunikacji .
Króluje niezrozumienie złożoności sytuacji, niemoc i rutyna w podejściu do problemu...królują i zbierają smutne zniwo..

Piotr Kowzan pisze...

Mysle, ze ta frustracja jest obecna teraz prawie wszedzie. Zwlaszcza na uniwersytetach. Kazdy moze mowic, ale nikt nie czuje sie wysluchany. W koncu krzyczymy, bo wydaje sie nam, ze jak nas uslysza to wysluchaja.

Pojawia sie tez problem jezyka. Nie dosc, ze sie radykalizuje, to chcac czytelnie wyjasnic skomplikowane zjawiska opieramy sie na jakis opiniach/ocenach zjawisk bedacych w tle.

No i to tez jest problem tego wpisu, bo jest jakos antyamerykanski, odwoluje sie do Contras i w ogole ani w moim wykonaniu, ani w wykonaniu wykladowcy nie byl OBIEKTYWNY w sensie niekrytyczny.

Bo ludzie przeciez w tle...

Moze do "polityki glosu" nalezaloby dodac "polityke sluchania"?