Zainspirowany tekstem profesora Tomasza Szkudlarka "My ze złego czasu" o nowym doświadczeniu pokoleniowym urodzonych przed 1972 rokiem, chciałem napomknąć na blogu coś o tej obecnej lustracji. Oddział Gośka od razu prostuje ścieżki myśli pytając jak to się ma do międzykulturowości.
Otóż przypadek lustracji pokazuje nam, że w Polsce żadna międzykulturowość zaistnieć nie może, bo będzie patologicznie eksploatowana. Tu każda różnica jest traktowana jako odstępstwo od jedynego możliwego kanonu, więc zostaje pacyfikowana według przetrenowanego wzoru, gdzie zwłaszcza "konflikty ekonomiczne w postkomunistycznej Polsce konsekwentnie przekształcano w walkę o to, kto jest prawdziwym członkiem wspólnoty" (David Ost "Klęska 'Solidarności'" w Le Monde diplomatique, nr 4(14), kwiecień 2007)
Jeżeli w wyniku procesu tzw. lustrowania setki (a może tysiące) osób dowiedzą się, że mają życiorysy nieuprawniające do zajmowania dotychczasowych stanowisk (czy nawet uprawiania swojego zawodu - jak to jest w przypadku dziennikarzy), to będzie to dość osobliwe powtórzenie roku 1968. Wtedy wielu Polaków dowiadywało się - czasami z dnia na dzień - że mają "pochodzenie uprawniające do wyjazdu". Około 30 tysięcy ludzi po prostu przestało się w Polsce mieścić! Wyśmienicie opisuje to wygnanie i jego konsekwencje Bronisław Świderski w niedawno wydanej powieści "Asystent śmierci" (uwaga na kontrowersyjne fragmenty o liście Wildsteina, słuchaj tu)
Teraz też jest ciasno. I to mimo, że ok. 2 milionów ludzi emigrowało w poszukiwaniu pracy. Nie ma takiej wizji Polski, w której jest ona krajem dla wszystkich i dla każdej/każdego. I właśnie przez tę pustkę urodzeni po 1972 roku również zostają "wplątani" w problem lustracji. Milczący "młodsi" (ale nie młodzież, bo ta stała się tak straszna, że trzeba ją umundurować w celu umożliwienia natychmiastowej identyfikacji) stają się argumentem posiłkowym mającym usprawiedliwiać czystki. Szczególnie dobrze widać to w artykułach poświęconych zwalnianiu "starych i nieposłusznych" w Polskim Radiu, gdzie władza mówi o odmładzaniu, robieniu miejsca młodszym itp.
Tylko jak długo pokolenie JPG będzie cieszyło się swoją lebensraum? Przecież za kilkanaście lat te same stanowiska zostaną oczyszczone tą samą, tradycyjną już i faszystowską technologią przy milczącej aprobacie kolejnych "polskich" frustratów.
2 komentarze:
Bardzo mocno powiedziane i słusznie, bo strategia polegająca na zawaluowanym manifestowaniu niezgody, jest mało skuteczna. Z drugiej jednak strony, czy aby uprawnione jest używanie słowa "czystka", nie tyle z racji rzekomej naditerpretacji tego, co się dzieje, lecz zachowania skali i umiaru, zwłaszcza że antysemicka nagonka w 1968 była czymś nieporównanie bardziej moralnie skanadalicznym.
Casus PR jest znamienny lecz odosobniony przypadkiem, w tle mamy wyraźnie artykułowany opór środowisk akademickich. Na uczelniach nie widać, by istniał klimat dla lustracyjnej agitacjim mobilizacji, nagonek i napiętnowania opornych... A może się mylę? Pozdrawiam :)
Może rzeczywiście słowo "czystka" za mocne, bo odmieniało się już przez zbyt wiele momentów historycznych.
O nagonce 68 roku wiemy dużo, zdajemy sobie sprawę, że była "moralnie skandaliczna", ale 2 problemy w związku z nią.
1) dla wygonionych wciąż chyba nie ma miejsca w Polsce, tzn. nie zwraca się obywatelstwa (Z. Bauman w oryginale to Bauman głównie po angielsku). Czyli takie 'oj brzydko postępowaliśmy brzydko, ale dobrze jest jak jest' ;)
2) nie wiem czy mam odwagę czekać na "rozstrzygnięcie" prawne ws opornych akademików, bo to czy będzie to tylko kilka spektakularnych zwolnień (kozły ofiarne, żeby wszyscy wyszli z tzw. twarzą) czy prawdziwe czystki (w imię robienia miejsca dla młodzieży) to się dopiero okaże jak po bitwie policzymy odrąbane dłonie ;)
W sumie mam nadzieję, że nie ma TAKIEGO klimatu, ale wydaje mi się, że istnieje ogromny potencjał :/
Prześlij komentarz