19 kwietnia 2007

Amerykański koszmar

Taki koszmar, jaki spadł na South Park w odcinku „Night of the Living Homeless”, nawiedza zapewne często tych, co żyją w domach do spłacenia. Szczególnie dotyczy to Amerykanów Północnych, bo wartość waluty USA w zasadzie zależy od polityki Państwa Środka.

Dom i wartości rodzinne cenione są przez zapracowanych ludzi coraz bardziej, ze względu na rosnącą niepewność w czasach globalizacji, jak dowodzi Richard Sennet w artykule „Elastyczne miasto obcych sobie osób”. O tym, że złudna jest pewność tego, że ma się swój dom przypomina obecność bezdomnych.

Mieszkańcy „amerykańskiego koszmaru” próbują odgrodzić się od bezdomnych, za wszelką cenę zachować odrębność. Są gotowi zabijać, gdy ich bliscy z niezrozumiałą dla nich łatwością przemieniają się w bezdomnych. Przerażeniem napawa ich fakt, że niektórzy bezdomni na powrót zasiedlają domy – nie sposób ich przecież wtedy odróżnić od mieszkańców. Rada miasta akceptuje absurdalne pomysły obywateli, byle tylko pozostać w logice amerykańskiego marzenia z jego afirmacją użyteczności, przedsiębiorczości i wytrwałej pracy. Przegrani to przecież nie my. A już w XX wieku Jung radził pacjentom podejmowanie konfrontacji z postaciami, które goniły ich we snach. Zwykle okazywało się, że ludzie uciekali przed samymi sobą.

Film świetnie też pokazuje jak współcześnie językiem medycyny nazywa się problemy społeczne. Czy organy wewnętrzne bezdomnych różnią się od naszych? Dzieci z South Parku dowiadują się, że nachalna obecność bezdomnych wynika z niewłaściwego funkcjonowania mózgu tych ludzi! Wydaje się to oburzające, ale nie zapominajmy, że kryzys stosunków pracy przyzwyczailiśmy się nazywać „wypaleniem zawodowym”.

South Park 1107 - Night of the Living Homeless


Rozwiązanie znalezione w filmie było felerne, ale może w duchu pedagogiki Deweya. Dzieciom udało się przecież odkryć prawdziwą przyczynę inwazji bezdomnych, a także twórczo zrekonstruować mechanizm uwalniania się od nich. Zrobiły to jednak, by ratować swoich rodziców przed samozagładą, więc może działania dzieci można dać za wzór pedagogiki miejsca (w rozumieniu Gruenewald, patrz: tekst na seminarium), której jednym z haseł jest przecież dekolonizacja (w filmie zrealizowana) i powtórne zasiedlenie. Być może perspektywa przedstawionej w filmie pedagogiki jest jednak nie dość ekologiczna jak na pedagogikę miejsca, bo – parafrazując hasło sprzeciwu Afro-Amerykańskich rodzin wobec nieuwzględniania konfliktu klasowego w ruchu ekologicznym - „głównym problemem ekologicznym South Parku są bezdomni”.

Sennet twierdzi, że
współczesne miasto rozkłada się jak akordeon, aby przyjąć nowe fale imigrantów bez różnicy, skąd pochodzą. Złe jest natomiast to, że przystosowanie, które zasadza się jedynie na poszanowaniu odrębności, wróży rychły koniec praktyk obywatelskich – a zatem umiejętności rozumienia różnych, nie zawsze zbieżnych interesów. W podobny sposób możemy się spodziewać zatracania się zwykłej ludzkiej ciekawości, którą budzą w nas inni.
I chyba coś jest w tym szerzącym się braku ciekawości. Żeby przestać bać się koszmaru i znaleźć właściwe rozwiązanie wystarczy wysłuchać tego, o co bezdomni przez cały czas prosili. Prosili o JAKĄŚ ZMIANĘ, a mieszkańcy myśleli, że chodzi o TROCHĘ DROBNYCH (some change).

16 kwietnia 2007

Powściągliwi, wyrafinowani...

Kto to mógł powiedzieć w okolicach roku 1980?
...za (obok, przy) MUDŻAHEDINAMI jestem w pierwszym odruchu dlatego, bo - jak piszesz - są nieprzyjaciółmi moich nieprzyjaciół. Co by nie wystarczało rzeczywiście jako powód głęboki, gdybym udawał, że to jest powodem głębokim. Jestem za nimi tak płytko, jak płytki jest ten mój powód, więc nie czuję w sobie szczególnej nieuczciwości. Jestem za nimi teraz, kiedy oni nie są górą, mógłbym być przeciwko, gdyby górą znowu być zaczęli, co chyba już nigdy nie nastąpi, więc podejrzenie, że jestem z przyszłą władzą, też mnie nie gnębi.

Ronald Reagan? Sylvester Stallone w Rambo III? Niestety, ci dwaj nie byli tak ani powściągliwi ani... wyrafinowani. W najnowszej Europie we fragmentach korespondencji emigrantów: Sławomira Mrożka i Wojciecha Skalmowskiego odnaleźć można tę myśl, o ile zamieni się słowo "mudżahedinami" na "katolikami". Przy wszystkich różnicach jakie zwykle uniemożliwiają stawianie tych ludzi obok siebie, zastanawiająca pozostaje ich paralelna droga do władzy. Byli narzędziem na czas walki z Imperium. Nieoczekiwanym efektem tego politycznego romansu jest rzeczywistość, w której żyjemy.

Niezależenie od tego co uznajemy za wrogie (lub co nauczymy się uznawać za wroga) - światowy neoliberalizm czy krajowy (p[seud]o)kolonializm, nie jest bez znaczenia kim lub czym posłużymy się w walce, a tym samym kto dostanie szansę zostać symbolicznym zwycięzcą.

Krwawe tłumienie rozpoczętych przez nauczycieli protestów w meksykańskiej Oaxace (2 artykuły w kwietniowym Le Monde diplomatique Polska + [1][2]) pokazało ile wojska, policji i paramilitarnych szwadronów używać muszą finansowe elity, by utrzymać iluzję akceptacji dla tzw. wolnego handlu w regionie. A jest to już kolejny zrewoltowany stan w Meksyku, niedawnym pupilu Banku Światowego! W Polsce polityków rozsyłających usłużnie wojska tam, gdzie im się karze, nikczemnego mamy formatu. Cały czas chylą się ku upadkowi (choć taki Breżniew chylił się przez blisko 20 lat), a ideowo są tak puści, że w zasadzie można w nich walić jak w bęben. W obu przypadkach warto się jednak zastanowić czy walczymy przeciwko konkretnym ludziom czy dla wypełnienia pustki, którą zasłaniają.

14 kwietnia 2007

Asystenci śmierci lustrowanych

Zainspirowany tekstem profesora Tomasza Szkudlarka "My ze złego czasu" o nowym doświadczeniu pokoleniowym urodzonych przed 1972 rokiem, chciałem napomknąć na blogu coś o tej obecnej lustracji. Oddział Gośka od razu prostuje ścieżki myśli pytając jak to się ma do międzykulturowości.

Otóż przypadek lustracji pokazuje nam, że w Polsce żadna międzykulturowość zaistnieć nie może, bo będzie patologicznie eksploatowana. Tu każda różnica jest traktowana jako odstępstwo od jedynego możliwego kanonu, więc zostaje pacyfikowana według przetrenowanego wzoru, gdzie zwłaszcza "konflikty ekonomiczne w postkomunistycznej Polsce konsekwentnie przekształcano w walkę o to, kto jest prawdziwym członkiem wspólnoty" (David Ost "Klęska 'Solidarności'" w Le Monde diplomatique, nr 4(14), kwiecień 2007)

Jeżeli w wyniku procesu tzw. lustrowania setki (a może tysiące) osób dowiedzą się, że mają życiorysy nieuprawniające do zajmowania dotychczasowych stanowisk (czy nawet uprawiania swojego zawodu - jak to jest w przypadku dziennikarzy), to będzie to dość osobliwe powtórzenie roku 1968. Wtedy wielu Polaków dowiadywało się - czasami z dnia na dzień - że mają "pochodzenie uprawniające do wyjazdu". Około 30 tysięcy ludzi po prostu przestało się w Polsce mieścić! Wyśmienicie opisuje to wygnanie i jego konsekwencje Bronisław Świderski w niedawno wydanej powieści "Asystent śmierci" (uwaga na kontrowersyjne fragmenty o liście Wildsteina, słuchaj tu)

Teraz też jest ciasno. I to mimo, że ok. 2 milionów ludzi emigrowało w poszukiwaniu pracy. Nie ma takiej wizji Polski, w której jest ona krajem dla wszystkich i dla każdej/każdego. I właśnie przez tę pustkę urodzeni po 1972 roku również zostają "wplątani" w problem lustracji. Milczący "młodsi" (ale nie młodzież, bo ta stała się tak straszna, że trzeba ją umundurować w celu umożliwienia natychmiastowej identyfikacji) stają się argumentem posiłkowym mającym usprawiedliwiać czystki. Szczególnie dobrze widać to w artykułach poświęconych zwalnianiu "starych i nieposłusznych" w Polskim Radiu, gdzie władza mówi o odmładzaniu, robieniu miejsca młodszym itp.

Tylko jak długo pokolenie JPG będzie cieszyło się swoją lebensraum? Przecież za kilkanaście lat te same stanowiska zostaną oczyszczone tą samą, tradycyjną już i faszystowską technologią przy milczącej aprobacie kolejnych "polskich" frustratów.

3 kwietnia 2007

Skąd się biorą pieniądze?

Czy zauważyliście jak niewielu ludzi może porozmawiać ze sobą o wspólnie przeczytanych książkach? Jest to szczególnie dziwne w przypadku (ubożejącej) inteligencji/klasy średniej w Polsce. Jednoczącym wszystkich tematem, w którym ludzie z różnych środowisk zyskali niezwykłe kompetencje, monitorują pojawiające się nowości i chętnie wymieniają informacjami są kredyty. Wiedza na ten temat jest ważna, bo jest elementem ich codziennej walki o przetrwanie.

Problem w tym, że mało kto rozumie jak powstają pieniądze, dlaczego ich używamy, dlaczego akceptujemy i jak to się dzieje, że im UFAMY! Ten film jest dobrym przykładem na wykorzystanie możliwości stworzonych przez sieć w edukacji.



Interesującym doświadczeniem jest tworzenie własnych, społecznych pieniędzy lub nawet alternatywnych form wymiany. Te eksperymenty nie muszą być od razu trwałe, ani uniwersalne. Wręcz powinny być dopasowane do potrzeb społeczności. Czasem wystarczy po prostu przetłumaczyć to, czego dokonują inni.

Dobrze jest wiedzieć, że niektórym - zwłaszcza wykluczonym - takie rozwiązania mogą być natychmiast potrzebne, bo trzeba przywrócić sens pracy do wykonania. Odsyłam tu do artykułu Tomasza Szkudlarka "Koniec pracy czy koniec zatrudnienia. Edukacja wobec presji światowego rynku" opublikowanego w książce "Rynek, kultura neoliberalna i edukacja".

Warto poczytać o wciąż tworzącej się Ogólnokrajowej Sieci Wymiany Dórb i Usług, czyli LETS.

Interesujący jest także, Społeczny Serwis Pożyczkowy Zopa.

Bubbler.pl Darmowy serwis Wymian Przedmiotów i Usług

Banki oparte na jednostce czasu: międzynarodowe i polskie.

A to pomysł zbierający idee podróżowania, uniwersytetu i nowych ekonomii rozwija Center for Adventure Economics w ramach sieci wymiany gościnności CouchSurfing.

Cyclos Software, czyli Społeczna Administracja Pieniądzem.

Rasizm i psychoanaliza

Spotykam od niedawna ludzi, którzy twierdzą otwarcie, że są rasistami. I nie byłoby w tym nic dziwnego, skoro mieszkam w Polsce, ale ci ludzie nie wydają się być z tego powodu jakoś szczególnie dumni. Powołują się oni na swoje doświadczenia z pracy za granicą lub w korporacjach. Ich deklarowany rasizm jest raczej rozczarowaniem niż koncepcją ideologiczną. Można to odczytać z ich wypowiedzi typu "Na początku byłam bardzo otwarta/byłem bardzo otwarty...". Potem wielokrotnie doświadczali zachowań, które dla nich były poniżające. A, że nie potrafili wskazać innego kryterium doboru ofiary (czyli siebie) jak tylko rasowe, to warunkiem akulturacji stało się dla nich przyjęcie postawy rasistowskiej.

Zastanawiające jest dla mnie to, że na takich ludzi w ogóle "nie działają" racjonalne argumenty. Jak choćby ten, że po obraźliwe, agresywne i upokarzające zachowania ludzi nie trzeba jechać daleko - wystarczy pójść do pobliskiej np. dyskoteki. Być może przynajmniej część postaw rasistowskich jest reakcją na konfrontację marzeń z rzeczywistością. Dwa dawne, ale wielkie polskie marzenia to "Zachód" i "międzynarodowe przedsiębiorstwo". Przy względnie zamkniętych granicach Polski Ludowej "sceną", na której "wyświetlać" można było swoje marzenia, snuć opowieści o lepszym życiu był "Zachód". A dla przyspasabianych do nowej rzeczywistości w tzw. wolnej Polsce ukoronowaniem edukacyjnych wysiłków było znalezienie się w "międzynarodowym przedsiębiorstwie". Co by to było, gdyby udało się znaleźć tam pracę, jakie możliwości zyskać można, gdy już się trafi do grona najlepszych, otwartych, wykształconych ludzi. I nawet jeżeli trzeba pracować po 12 godzin dziennie to przecież warto, bo po kilku latach takiej pracy każda "polska" firma przyjmie cię z otwartymi rękami i od razu na "kluczowe" stanowisko.

Okazuje się jednak, że te ekrany nie zawsze nadają się do wyświetlania swoich fantazji o lepszym życiu. Niezwykle trudno jest wytłumaczyć rozmarzonym ludziom, że społeczeństwa wielokulturowe nie są miejscem przebywania w odrętwieniu, ale są miejscem ścierania się interesów, walki o dominację czy o uprawomocnienie swojego punktu widzenia. Podobnie przedsiębiorstwa nie są miejscem, gdzie króluje współpraca i zrozumienie. Mało kto nie jest niezastąpiony, a bywa się też latami anonimową/anonimowym. Żeby wyrazić własne zdanie, sprzeciw czy choćby dowiedzieć się czy dziwaczne zachowanie szefa ma podłoże rasistowskie często trzeba się zjednoczyć, działać w związkach zawodowych. A na to nie wszyscy Polacy są gotowi. Nie po to przecież...

Przyrost doświadczeń powoduje, że "międzynarodowe przedsiębiorstwo" coraz częściej nazywane jest po prostu "korporacją", a MY i "Zachód" to po prostu bogata "Północ". Ekrany do marzeń zostały zniszczone. A nowych nie ma! Nie ma radosnej wizji przyszłości, nie ma pustej przestrzeni, na której można by cokolwiek wyświetlić. Zachód "zabrali nam" imigranci, którzy podbili go przed nami, a władza w przedsiębiorstwach zbyt często układa się nam etnicznie. Co robić jeśli nie znienawidzić tych, którzy nam to wszystko zrobili?