23 lutego 2007

Polityka kulturalna. Niektórzy Duńczycy mówią o tym otwarcie

13 lutego odbyło się na Uniwersytecie Gdańskim spotkanie z duńskim pisarzem Rasmusem Dahlbergiem. Niezwykłość tego pisarza nie polega na tym, że odniósł sukces, ale na sposobie, w jaki ten sukces sobie zaplanował. Studiował historię i chciał pisać o historii, ale jednocześnie chciał być popularny.

I fajnie, ale jego opowieść o tym jak osiągał ten sukces do złudzenia przypomina strategię podejmowaną przez „The Yes Men”, którzy kradną różnym organizacjom tożsamość po to, by... mówić prawdę o ich działalności. Korygując ich tożsamość demaskują marketingową papkę serwowaną w mediach przez specjalistów od masowej komunikacji. I nie sposób ich ścigać, bo... mówią prawdę. Tylko, że Rasmus Dahlberg, był Rasmusem Dahlbergiem (potwierdzone przez świadków).

Rasmus na początku pisarskiej kariery założył firmę i chcąc odnieść sukces w Danii postanowił zorientować się co jest modne w... USA. Przecież to co jest tam modne, z konieczności będzie modne w Danii. Chciał wyprzedzić trendy i tworzyć książki rodzaju fikcji historycznej, czyli „co by było gdyby...”

Po sukcesie jako pisarz (i przedsiębiorca) postanowił założyć czasopismo historyczne, co zawsze było jego marzeniem. Przede wszystkim zdefiniował sobie tzw. target. Przyjął założenie, że społeczeństwo duńskie dzieli się na trzy grupy: Zieloną, Niebieską i Różową. Różowych interesuje rozrywka, Niebieskich – biznes, są indywidualistami zainteresowanymi tylko użyteczną wiedzą; a Zieloni są lewicowi, chcą zmieniać świat i wymagają wiedzy akademickiej. Jego czasopismo „Alt om historie” (czyli „Wszystko o historii”) ma zaspokajać potrzeby Niebieskich i Różowych.

A jak to się robi, żeby tak precyzyjnie trafiać w taki różowo-niebieski target? W każdym numerze musi być coś o Hitlerze, Churchillu i Leonardo da Vinci – „pierwsza trójka” musi być zawsze. Zawsze musi być coś dla kobiet (genderowy podział treści nie jest ukrytym programem, jest programem) np. coś o domu lub listy miłosne, a także coś dla mężczyzn np. technologia. Gazeta zapewnia też dużo informacji typu „czy wiecie, że...”, bo ludzie muszą mieć się czym chwalić przed sąsiadami. Potrzebują też haseł do popularnej gry „Trivial Pursuit”.

Rasmus rozwiewał też resztki złudzeń. Redakcja sama musi wypełniać rubrykę „listy do redakcji”, bo ludzie pytają o zwykłe sprawy np. co się działo w budynku na rogu ich ulicy, albo o bardzo ogólne typu „kim był Hitler?”. Czasopismo reklamuje i drukuje pozytywne recenzje książkom lub czasopismom na zasadzie wzajemności. Dzięki temu unika się męczących (?!) przedsiębiorcę podatków. Raz na jakiś czas redaktor naczelny publikuje też bardziej naukowy artykuł, ale po to, by akademicy nie czepiali się go... Co do struktury pisma, to ok. 60% papieru muszą zajmować zdjęcia, a po prawej stronie jest miejsce na reklamy. Tam czytelnicy patrzą częściej, więc są one droższe.

A chyba najlepsze na koniec. Wyobraźcie sobie jak czuli się (niektórzy) uczestnicy spotkania, gdy po tym wszystkim, co usłyszeli, oglądając przykładowe numery „Alt om Historie” doszli do wniosku, że jest ono bardzo podobne w budowie do polskich czasopism, które czytają :) => ;) => :( => :[

Brak komentarzy: